Dzięki za odpowiedź powyżej. Motywacje to ja akurat mam i to ogromne, jest ich dużo. Bardzo chcę wyzdrowieć nie dla samego zdrowia, tylko marzeń, pragnień, itd. Wiesz o czym mówię..
Mam 29 lat, dolegliwości mam od około 24, 25 roku życia. Nigdy wcześniej nie miałem problemów z układem pokarmowym. Dziś już nie pamiętam jak to było wtedy cudownie, ale wiem, że było. Nie wiem skąd to przyszło. Moim problemem jest poooooootworna ilość gazów oraz cienie/ kręgi pod oczami. Leczyłem się już wieloma lekami, nystatyną, metronidazolem, flumyconem, lekami na ibs, probiotykami. Zażyłem tak na oko pewnie z 25 tysięcy tabletek, wydałem na nie oraz na wizyty u lekarzy i badania, około 5 tysięcy złotych jak nie więcej. I wciąż bez zmian.
Gazy mam po produktach zbożowych, ryżu, kaszy, ziemniakach i wszelkich produktach mających w sobie jakiś klej, mączkę itd. A więc nie jest to tylko kwestia glutenu.
Kilkanaście miesięcy zanim pojawiły się u mnie problemy, miałem okres w którym jadłem sporo słodyczy, a nawet mnóstwo. Ponadto chorowałem kilka razy na choroby typu angina, które leczono antybiotykami. Trochę później pojawiły się moje problemy. Początkowo nieśmiało, zaczęło się od hałasu w jelitach, by w ciągu roku rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów. I tak jest to dzisiaj. Nic nie pomaga. A moje myślenie przebiega wciąż po linii: celiakia/nietolerancja glutenu - ibs - grzybica+bakterie - zakwaszenie.
Dwa niezwykle istotne czynniki, które mogą mieć u mnie znaczenie, to: psychika oraz zero ruchu. Jestem osobą bardzo zamkniętą, znerwicowaną, introwertyczną, wrażliwą, itd. Próbuję coś zmieniać, wyleczyłem się nawet z nerwicy, lęków, i wielu innych problemów, ale jednak od w latach życia 10-25 byłem bardzo zamknięty. Paradoksalnie w trakcie ostatnich lat choroby wiele zrobiłem żeby się otworzyć, dziś już jestem innym człowiekiem
, ale jednak wszystko odbywa się w samotności, nie mam jak wyjść do ludzi - wiesz czemu.. Nigdzie nie wyjeżdżam, nie chodzę na imprezy, itd. bo albo będzie głód albo gazy.
Podejrzewam, że kwestia zachwiania hormonów stresu mogła mieć istotne znaczenie na pracę moich jelit, nie mówiąc już perystaltyce naruszonej przez ibs.
No i ruch. Nigdy w szkole nie chodziłem na wf. W wieku 9, 10 lat przez dwa lata pływałem i tyle. Nie grałem na podwórku w piłkę, nie biegałem, nie wieszałem się na wieszaku, nie jeździłem na rowerze, nartach. Nie tańczyłem. NIC!! Wtedy jak zacząłem chorować, 5 lat temu kupiłem rower i w lecie coś tam pojeżdżę, ale może na miesiąc to mam z 20 km. Nic więcej. Rok temu zapisałem się na siłownie. Ważę 62 kg, nie mam nic tłuszczu, ani mięśni. Chodzę tam żeby zbudować co nieco masę, czasem biegam. No więc mam teraz dużo ruchu. Szczególnie od 2, 3 miesięcy to już bardzo dużo. Ale muszę jeść węglowodany żeby mieć energię i tu jest problem.
Nie wiem co mi dolega. Z węgli jem tylko chleb i makaron bezglutenowy. I jakoś po tym jest nawet ok., ale nie da się jeść tego cały czas, gdyż jest to cholernie drogie, mało atrakcyjne i nie pełnowartościowe kalorycznie. No i ciężko to gdzieś dostać gdybym chciał zjeść czasem coś na mieście.
Mogę jeść mięso bez ograniczeń, myślę że nabiał również - nie budzi on moich podejrzeń. Owoce, warzywa - można powiedzieć że jest czasem lepiej czasem gorzej, ale gdybym wszystko mógł jeść i tak mieć jak po nich to byłoby ok.
Pozostaję teraz na diecie bezglutenowej i bez ziemniakowej. Jem czasem ryż i kaszę i wtedy się męczę, ale trzeba jakość coś zjeść.
Ziemniaki, ryż, kasza, chleb, gluten - podstawa życia. Jak funkcjonować bez węglowodanów... Nie jem też słodyczy, boję się jeść owoców, bo to też cukier.
Nie wiem co ze mną będzie. Jestem załamany. Tyle pieniędzy poszło, tyle czasu minęło z ostatnich pięknych lat. Nigdy nie żyłem pełnią życia
, a potem gdy chciałem coś w życiu zmienić to przyszła ta traumatyczna choroba. Jestem ambitny i mam wiele motywacji i staram się wciąż walczyć, wciąż zmieniać swoje życie, ale nie da się z tą chorobą. Te problemy na prawdę są ogromne, czasem wiszę wręcz pod sufitem jak mnie zbierze wszystko z ogromną siłą, parciem. Jak z tym wyjść do ludzi, skoro sam ze sobą nie mogę wytrzymać gdy jestem w tym stanie.
Moje objawy przychodzą około 3-4 godzin po zjedzeniu i albo się kończą potem do dwóch godzin, albo trwają do rana do wypróżnienia.
Po wypróżnieniu jest już ok.
Nie mam w zasadzie innych dolegliwości. Na tle nerwowym mam nieregularność wypróżnień, czasem jakieś zaparcie, ale to się przez te lata zmienia i to mnie aż tak nie męczy.
Co to robić dalej..